poniedziałek, 14 marca 2016

Rozdział 3. "Przecież takie zachowanie jest w stylu Leslie, którą znamy."

   - Jezu co ty sobie zrobiłaś? - pisnęła Mich, za nim zdążyłam ją zauważyć.
   - Mała bójka – zachichotałam. Uśmiech jednak, szybko zszedł mi z twarzy kiedy pojawili się obok nas Blaise i Mason. Ale cóż trzeba było wciąż grać.
   - Hej.
   - Jak tam weekend? - zapytał Mason przyglądając się nam.
   - Chcesz się zapytać z kim tłukła się Leslie? - odpowiedziała pytaniem Mich.
   - Za chwilę zacznę cię nazywać Michaela. - Byłam już zirytowana, że uwaga skupia się na mnie. Czy to naprawdę nie mogło zaczekać? Chwilę? Albo dwie. Albo wieczność. - A ty Mason co robiłeś z Blaise'em w weekend?
   - A tak sobie trochę poimprezowaliśmy.
   Zastanawiam się, czy Mason był wtedy z Blaise'em. Na razie wolę nie ryzykować. Gdyby wiedział, nie zachowywałby się tak, no tak jak zachowuję się Blaise. Albo to moja wybujała wyobraźnia.
   - A ty co robiłaś w weekend Leslie? - Blaise odbił piłeczkę. Ale myliłam się, był miły. Uśmiechał się i wyglądał jakby go to interesowało.
   - Przesiedziałam w domu.
   Mich parsknęła jak i wszyscy w pobliżu. Zdziwione spojrzenia skierowały się na moje dłonie.
   - To się stało po drodze do domu. Jakaś dziewczyna trochę, bardzo najebana zaczęła się rzucać.   Wiecie jaki niebezpieczny jest ten Nowy Jork – mruknęłam. Nie chciałam kłamać, ale sami mnie do tego zmusili.
   Pytanie Blaise'a, skierowane do Mich o jej weekend uratowało mi dupsko. Ale jego mina po mojej wypowiedzi mówiła tylko jedno: „łżesz jak pies”. Gdyby wiedział jak bardzo ma rację. Za to Michaela (tak będę ją za karę nazywać tak w moich myślach), cały czas beztrosko opowiadała. Jej rodzice wrócili z podróży do Indii. Byli bardzo bogaci i zwozili różne klamoty zza granicy. Podobało mi się to co nam opowiadała. To było tak niesamowicie normalne... W żaden sposób nie podobne do mnie. Ja nie miałam osoby, która by mnie kochała, nie miałam tyle pieniędzy, nie byłam Mich. Byłam Leslie. Osobą, która, gdy przechodzi przez korytarz jest zalewana falą nienawiści jak i podziwu. Jest tak samo niezrozumiana jak geje, lesbijki, czy cokolwiek innego... Można zacząć się do mnie przyzwyczajać ale nigdy nie wyplewisz wszystkich rasistów (czyt. osób, które mnie nienawidzą), na świecie. Zawsze się ktoś znajdzie.
   Myślałam, że mnie nienawidzą? To nie wiem co byście powiedzieli, gdybyście zobaczyli ich miny kiedy z ostatniego referatu z angielskiego dostałam A +. Tak, ich miny wyrażały coś na przykład grymasu, pomieszanego ze skrytym uśmieszkiem. Już na przerwie na lunch wszyscy gadali o Leslie, która: pobiła dziewczynę w ten weekend i wbrew pozorom jest niezłym kujonem. Całą paczką stwierdziliśmy, że możemy to wykorzystać i potem było już tylko „lepiej”. „Ej wiecie, że ta Leslie, ma odpowiedzi do książek?”, „Jebany haker”. Taa – witaj w moim świecie.
   Na pierwszy rzut oka, rozpowiadanie plotek na własny temat może wydać wam się głupie ale – nie. Nie jest. Jest zabawne, wręcz fantastycznie zabawne. Trzeba mieć dystans do siebie, a na dodatek w moim przypadku, tylko zyskuję moją wymarzoną reputacje zimnej suki. Tak, czy tak to dziwne uczucie kiedy każdy chcę należeć do „twojej”, paczki. To jest takie nie na miejscu. Wychodzić z twoimi znajomymi, a to raptem drugi tydzień w szkole.
   Blaise do końca dnia nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, co szczerze mówiąc bardzo mi pasowało. Nie pytał o nic, ani nie patrzył TYM wzrokiem. Postanowiliśmy po szkole wyjść na miasto, ponieważ po południu wyszło słońce i zrobiło się upalnie. Rano zaciskałam ręce na sweterku, a teraz leżał, wymięty gdzieś na dnie torby.
   - Gdzie chcecie iść? - zapytała Mich.
   - Mamy pewien plan.
   Uśmiech Masona był podejrzanie, podejrzany. Jeśli w ogóle można tak to ująć. Przybili sobie z Blaise'em żółwika i kierowaliśmy się w stronę plaży – choć nie taki był nasz cel.
   Wózki, chodziło im o wózki. Kiedy ulica się mniej więcej wyludniła ukradliśmy dwa sklepowe wózki na zakupy. Słońce już powoli zachodziło, a my jeździliśmy wzdłuż chodnika przy plaży. Blaise i Mason stali po przeciwnych stronach i popychali nas do siebie nawzajem. Śmiałyśmy się i przybijałyśmy sobie piątkę za każdym razem, kiedy się mijałyśmy. Kiedy mój wózek był przy Masonie, podniosłam się i go pocałowałam. Tak, po prostu. Taki zwykły, szybki buziak. Chciałam zobaczyć jak zareaguję. Uśmiechnął się tylko i krzyknął do Blaise'a, że chyba przetrzyma mnie u siebie trochę dłużej. Parsknęliśmy śmiechem.
   - Dlaczego tam byłaś?
   Głos Blaise'a dobiegł do mnie na tyle późno, że byłam już w połowie drogi do Masona. Posłałam mu zdziwione spojrzenie.
   - Dobrze wiesz o co mi chodzi. - Wiedziałam o co mu chodzi, ale nie chciałam na to odpowiadać.      Buziak dla Masona. I znowu pytanie.
   - I te pieniądze, dla kogo były?
   Buziak. Tym razem rozkaz.
   - Odpowiedz!
   - To nie jest twój biznes! - warknęłam. Tym razem przytrzymał wózek. Mason i Mich chyba widzieli, że coś jest nie tak.
   - Strasznie gorąco! Pójdę z Les po picie okay? - Krzyk Blaise'a był skierowany do nich obu, mnie się nawet nie zapytał o zdanie. Widziałam, że Mich jest trochę smutna, w końcu Blaise jej się podoba. Posłałam jej przepraszające spojrzenie i poszłam za ciągnącym mnie Blaise'em. Coś wymyślę, inaczej – MUSZĘ coś wymyślić.
   Poszliśmy do markeciku, z którego ukradliśmy wózki. Chłód z wentylatora owiał moje, rozgrzane ciało. Zrobiło się zimno i na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Normalny market, nic wielkiego. Jeden siwy staruszek, kobieta z dzieckiem i my. Roznegliżowani złodzieje – nastolatki.
   - Czego ode mnie chcesz? - zapytałam w końcu.
   - Chce znać prawdę – odpowiedział beznamiętnie, wyciągając z lodówki cztery butelki Coli.
   - Może nie lubię Coli, hm? - broniłam się. Chciałam jak najszybciej zmienić temat.
   - Lubisz Colę. - To było zdecydowanie stwierdzenie. - A teraz mów.
   Myślałam, że parsknę śmiechem – i tak też zrobiłam. Dobrze, że nie było nikogo w zasięgu wzroku.
   - Co ty sobie wyobrażasz, co? Myślisz, że możesz mnie przepytywać, ponieważ masz taki kaprys? -    Krew we mnie buzowała ale nie mogłam się dać wyprowadzić z równowagi. Nie mam zamiaru dostać ataku paniki lub gniewu.
   - Myślę, że jeśli widzisz osobę, którą niby znasz, w klubie ze striptizem, wychodzącą z pomieszczenia dla personelu z kupką pieniędzy to mogę mieć pytania. - Nie chcieli mnie przepuścić tylnym wejściem, to jest jebany powód dla, którego w ogóle mnie widziałeś – odpowiedziałam w myślach. Podeszliśmy do kasy, a do moich uszu dochodził dźwięk kasowania, niezwykle irytujący. Dał kasjerce pieniądze i wyszliśmy. Myślałam, że kasownik jest irytujący dopóki znoau nie usłyszałam Blaise'a.
   - Nie powiesz mi, prawda? - Pokiwałam przecząco głową. - To chcę, żebyś wiedziała tylko jedno. - Chwycił mnie za ramię i obrócił w swoją stronę. - Jeśli ty tam pracujesz, to nie zbliżaj się do Masona.
Zakręciło mi się w głowie. Dosłownie. Nie mogłam uwierzyć, że tak o mnie pomyślał. Chciałam go uderzyć, zrobić cokolwiek, żeby mnie popamiętał. Jednak nie zrobiłam nic. Jedyne co udało mi się wymruczeć to „kutas”, kiedy sięgałam po torbę leżącą na ziemi. Podeszłam do tego idioty i wzięłam od niego jedną butelkę coli. Muszę coś z tego mieć. Chciałam wrócić do domu.
   - Cześć – kiwnęłam głową na pożegnanie w stronę Masona i Mich, którzy patrzyli na nas jak na nienormalnych. Usłyszałam za sobą odgłos butów uderzających o asfalt. Miałam się już obrócić i wykrzyczeć mu w twarz co o nim sądzę kiedy zobaczyłam Mich.
   - Hej, wszystko w porządku? - zapytała zmartwiona.
   - Tak, tylko źle się poczułam.
   - W to nawet ja nie uwierzę – prychnęła niezadowolona.
   - Blaise. Wkurzył mnie.
   - Aż tak?
   - Aż tak – potwierdziłam.
   - Daj mi swoją komórkę. - Podałam jej mojego gruchota, a ona zaczęła w niego stukać swoimi długimi paznokciami. - Zapisałam ci mój numer. Zadzwoń do mnie dzisiaj wieczorem, dobra? - kiwnęłam głową na zgodę.
   - Dzięki.
   - Nie ma za co, od tego jestem – uśmiechnęła się i pomachała mi na pożegnanie. Kiedy się obróciła dalej myślałam o tej sytuacji. Kiedy szłam ulicami obok ludźmi gapiących się na głupią dziewczynę z rozmazanym makijażem. Nikt mnie tu nie znał, a w tej okolicy nie mieszka nikt ze szkoły. Weszłam po schodkach prowadzących do budynku. Otworzyłam drzwi. Nie musiałam do tego używać klucza, ponieważ blokada jest zepsuta.
   Po cholerę on się wszystkim tak interesuje? To nie jest jego biznes. Zachowuje się jak mój ojciec, przepytuje mnie jak nauczyciel, a jest kolegą. Jeszcze nie nazywam ich moimi przyjaciółmi, ale czułam się jakbym znała ich już od bardzo dawna. To źle. Nie powinnam się tak szybko do kogoś przywiązywać.
   Jest jeszcze jeden aspekt, który naprawdę mnie interesuje. Chłopak, który chodzi do klubu ze striptizem i możliwe, że korzysta z usług, ma problem, żeby umawiał się z taką osobą jak ja? Może oni wzięli ślub cywilny, są ukrywającą się parą gejów i bronią siebie nawzajem? Nie wiem, ale chuj mnie strzela kiedy o tym myślę.
   Około dziewiętnastej wybrałam numer do Mich. Odebrała po dwóch sygnałach. Czułam się jak gwiazda w trakcie wywiadu, dotyczącego jej nowego związku, który wcale nim nie jest. To jest kłótnia z chłopakiem, który miesza się w czyjeś problemy. A, że już poznałam wystarczająco charakter Mich, powiedziałam jej wszystko. No dobra. Nie powiedziałam jej. Po prostu w skrócie zdałam relacje z naszej kłótni, w której on osądza mnie o kłamanie dotyczące mojego, niesamowitego weekendu. Musiałam coś wymyślić. Nie chciałam jej kłamać, ale powiedzenie jej prawdy, no cóż – spowodowałoby nagły armagedon.
   Pod koniec rozmowy stwierdziłam, że teraz mój czas na pytania.
   - Podałabyś mi numer Blaise'a? - zapytałam niepewnie, przekładając komórkę od ucha, do ucha. - Wiem, przepraszam. Źle to brzmi ale nie chcę takiego napięcia między nami, więc kulturalnie wytłumaczę temu kretynowi co o tym sądzę. Czasami mam wrażenie, że mózg wypłynął mu w trakcie rozciągania tuneli – westchnęłam.
   - Jeśli przestaniesz go obrażać i przyznasz, że jego tunele są seksowne jak i cała reszta jego dziur i innych akcesorii, których JESZCZE nie widziałam, wtedy ci podam.
   - Mich, serio? - parsknęłam zasłaniając usta. - Innych akcesorii? Masz na myśli jego penisa, który po nałożeniu czapeczki będzie wyglądał jak mikroskopijny krasnal ogrodowy?
   - Leslie! - warknęła, ale nie powstrzymała się od śmiechu.
   - No co? - broniłam się.
   - Przyznaj to!
   - Ah, no dobra – westchnęłam. - Ja Leslie Bennet przyznaję, że Blaise Bieber i jego akcesoria aka dość cudaśny tyłek są seksowne. No, i postaram się przestać mówić o nim złych rzeczy.
   - O nie... Ty obczaiłaś jego tyłek!
   Powstrzymałam napad śmiechu i zmieniłam temat, bo nie miałam zamiaru się do tego przyznawać.
   - Dobra, dobra, a teraz numer.
    Zapisałam sobie numer na karteczce i obok zanotowałam: „kretyn z seksownym tyłeczkiem”. Mam nadzieję, że pod taką nazwą nigdy go nie zapomnę.
   Siedziałam chyba pół godziny, za nim postanowiłam w ogóle wpisać te piekielne cyferki na klawiaturze. Wzięłam parę głębokich wdechów przed wkurwianiem się na odbiorcę i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Jeden sygnał. Dwa. Trzy. Cztery. Odebrał.
   - Za nim coś powiesz, chcę ci uświadomić, że teraz ja mam parę pytań – uprzedziłam na wstępie.
   Przez chwilę było słychać tylko ciszę w słuchawce, a po chwili w moim uchu rozbrzmiał jego chichot. Dość uroczy, ale nie powiem tego na głos.
   - Cześć Leslie, też miło mi cię słyszeć.
   - O przestań – uprzedziłam. - Powinieneś dostać puchar za działanie mi na nerwy, więc posłuchaj.      Chcę wiedzieć, czy komuś powiedziałeś o tym co się zdarzyło.
   Ręce zaczęły mi się pocić bo tak naprawdę bałam się odpowiedzi.
   - Wiesz w czym tkwi problem? Że nie wiem co się zdarzyło. Byłaś tam ty, kupka hajsu i parę prostytutek. Oczywiście wymijając to, że wychodziłaś z pomieszczenia dla personelu. Nie wiem co o tym myśleć.
   - Czyli nie powiedziałeś?
   - Jezu ty tylko o tym? - warknął rozdrażniony. Tak mi też jakoś specjalnie ta konwersacja nie przypadła do gustu. - Powiedz mi dlaczego tak zależy, żeby nikt się nie dowiedział? Przecież takie zachowanie jest w stylu Leslie, którą znamy. - Tak, ale nie w stylu Leslie jaką jestem naprawdę – odpowiedziałam w myślach od razu kopiąc go w jaja.
   - Nic ci nie powiem i tyle.
   - W takim razie skoro jest ci to obojętne to mogę powiedzieć to komu chcę.
   Przełknęłam ślinę. Przez chwilę miałam wrażenie, że to usłyszał. Wiem, że to jest „w stylu Leslie”, ale nie chcę, żeby ktoś wiedział. Wystarczy, że ktoś tam pójdzie podpyta i będzie wiedział, że Leslie to córeczka jednej z tancerek. Nienawidziłam tego, że moja matka wygląda jak moja siostra. Kiedy wszystkie oczy na ulicy padają na nią bo wygląda jak gwiazda porno, bez silikonu w cycach. Nie mam wyboru. Znowu, kurwa.
   - Co mam zrobić, żebyś nic nie wygadał? - zapytałam rozdrażniona i przestraszona.
   - Powiedz mi prawdę. Decyzja należy do ciebie. Jutro, na pierwszej lekcji mamy razem francuski. Do zobaczenia.
   Rozłączył się.

Z punktu widzenia osoby trzeciej
(rano)

   Platynowe, blond, rozwiane włosy. Pewny krok. Uśmiech pewności siebie na twarzy. Biegła, nie mogła się spóźnić. Pierwszy raz w jej życiu spóźnienie do szkoły nie wchodziło w grę. Zbyt dużo ryzykowała. Jak zawsze. Ta dziewczyna zawsze chodzi po cienkim lodzie. Zagubiona dąży donikąd, gdzieś, jak przykryta toną śniegu. Teraz nie może pozwolić, żeby ktoś zakopał ją głębiej. Wiedziała jednak, że jej nie da się zakopać zupełnie i nie ważne co się stanie da sobie radę.
   Bała się. Była silna, ale się bała. Miała jeszcze dwadzieścia minut, a pomimo tego biegła. Wdrapywała się po kolei na każdy schodek, prowadzący do budynku. Rozglądała się na boki szukając sali, w której miała francuski. Starała się ignorować ciekawskie spojrzenia. Wbrew pozorom budziły w niej satysfakcję jak i obrzydzenie. Czuła obrzydzenie do ludzi.
   Podskoczyła przestraszona kiedy poczuła mocny uścisk na ramieniu. Obróciła się i zobaczyła Blaise'a, który szybko zaciągnął ją do schowka na miotły.
   - Co ty wyrabiasz? - syknęła zdenerwowana, przeczesując swoje włosy. - Wszyscy sobie coś pomyślą!
   Wskazała na ręką na drzwi.
   - Hej Blaise, jak tam u ciebie? Bo wiesz stęskniłam się trochę – zironizował Blaise.
   Dziewczyna przewróciła oczami i westchnęła co też zdarzało jej się często.
   - Mam gdzieś co oni pomyślą. Miałem wrażenie, że ty też. - Próbował nie być zdziwiony tym faktem. Przecież dotychczas był pewny, że te pogłoski, które okrążają całą szkołę nie są dla niej żadnym problemem.
   - Bo nie jestem, a teraz przejdźmy do twoich szantaży – zwinnie zmieniła temat.
   - To nie szantaż, to czysta ciekawość.
   Spojrzała na niego spod byka, a ten spuścił wzrok.
   - No dobra, może trochę – przyznał. - Co nie zmienia faktu, że chcę wiedzieć.
   Leslie, wiedziała, że jest już na przegranej pozycji. Żeby utrzymać wszystko w tajemnicy musiała powiedzieć mu prawdę. Nie chcę popsuć też relacji z Masonem, więc skłamanie, że to ona tam tańczy nie wchodzi też w grę.
   - Obiecuję, że ci powiem ale nie chcę tego robić w schowku na miotły – odparła cierpko. - Po szkole.
   - Stoi.
   - Chciałbyś – mruknęła.
   Blaise tylko zaśmiał się na jej komentarz. Wiedział, że była osobą, która dość często mówi z podtekstami – nawet wtedy kiedy nie robi tego świadomie.
   Kiedy wychodziła obróciła się jeszcze na chwilę i otworzyła usta, jakby miała coś powiedzieć, jednak nie odezwała się wcale. Posłała mu lekki uśmiech i szepnęła dopiero kiedy się już obróciła:
   - Wyjdź, dopiero za chwilę.

Z punktu widzenia Leslie

   Dopiero po wyjściu z tego klaustrofobicznego schowka, odetchnęłam z ulgą. Nie cierpię takich sytuacji. Przecież niedawno się przeprowadziłam, nie może zepsuć tego co stworzyłam. Nie pytali dużo o to skąd jestem. Wystarczyło im tylko to, że mieszkałam w Kanadzie. Nie wgłębiałam się dalej w to co kryję się pod słowem „Kanada”.
   Stwierdzili też, że domyślali się, że przyjechałam z miejsca, w którym jest zimno, ponieważ moja skóra jest naprawdę nadzwyczajnie biała. Nie miałam lekko brązowawej karnacji jak modelki z okładek.
   Jak byłam mała zawsze chciałam być modelką. Parę razy ludzie zaczepiali mnie na ulicy. Niestety jeszcze wtedy, ani ja nie byłam na to gotowa, ani moja mama nie wyraziła by zgody. Teraz dorosłam i jeśli myślę o przyszłości – nie widzę nic.
   Lekcje skończyły się dość szybko, dostaliśmy wypracowanie do napisania, którego pewnie nie zrobię. Chociaż jeśli uda mi się uzyskać pięć minut spokoju, po przyjściu do domu widzę duże szanse.
   Stałam przed budynkiem szkoły. Wiał już wiatr, więc naciągnęłam na siebie mocniej sweter, który zarzuciłam na siebie rano. Czekałam na Blaise'a, który parę sekund później wyłonił się z drzwi. Razem z nim szli też Mason i Mich. Za nim do mnie doszli wysłałam Mich SMS-a o treści:     „Przepraszam, wszystko ci potem wytłumaczę!”.
   Zobaczyłam jak sięga po swój telefon i patrzy na wyświetlacz. Wyszukała mnie wzrokiem i spojrzała zdziwiona. Kiedy byli już obok, chciała coś powiedzieć ale blondas ją wyprzedził.
   - My musimy lecieć, więc na razie. Pa, Mich.
   Dopiero wtedy zrozumiała o co mi chodzi. Chciałam po prostu dać jej znak, że nic nie planuję. Ta tylko kiwnęła głową, i gdy rozchodziliśmy się w dwie strony pokazała mi, że mnie obserwuję.                Zachichotałam cicho i zignorowałam zaciekawione spojrzenie Blaise'a.
   - Gdzie idziemy? - zapytałam, patrząc na swoje trampki.
   - Przed siebie – odpowiedział nonszalancko, poprawiając torbę na ramieniu.
Pomimo tego, że było dopiero parę minut po piętnastej, zaczynało robić się powoli ciemno. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Nienawidziłam jesieni i zimy. To najgorsze dwie możliwe pory roku jakie mogą istnieć.
   - My tutaj w Nowym Jorku, w trakcje poważnych rozmów, jemy poważne żarcie – czytaj Tacos. -      Wskazał mi na budkę przed nami. - Zaufaj mi, że ci posmakuję.
   Rozbawiło mnie to, że powiedział „My tutaj w Nowym Jorku”, ponieważ sam się niedawno przeprowadził. Szczerze w to nie wątpiłam, po zapachach wydobywających się stamtąd - ale był jeden problem.
   - Nie mam pieniędzy Blaise – przyznałam.
   - Zapłacę za ciebie. Nie kupuję ci torebki z Calvina Kleina tylko Tacos.
   - Wow, postawisz coś dziewczynie, którą masz za dziwkę? - zapytałam za nim zdążyłam pomyśleć.    Czasami denerwuję mnie to, że jestem taka chamska, czego nie potrafię opanować, bo słowa same cisną mi się na usta.
   - Na twoim miejscu powiedział bym to tak: „ Wow, postawisz coś dziewczynie, która wygląda jakby nie jadła miesiąc.”.
   - Dziękuję też lubię swoją chudość – parsknęłam śmiechem, żeby rozładować sytuacje. Udało mi się bo posłał mi jeden ze swoich uśmiechów pewności siebie.
   Po pięciu minutach siedzieliśmy już z Tacosami na murku obok plaży. Jadłam z prędkością światła, aż sos wlatywał mi kącikiem ust. Blaise przyglądał mi się, obserwując mnie ciekawie.
   - Co dzisiaj jadłaś? - zapytał.
   Uniosłam rękę z Tacos, którego już prawie nie było.
   - Ale oprócz tego.
   Powtórzyłam czynność z przed chwili.
   - Chyba żartujesz, że to jest jedyne co zjadłaś.
   Pokręciłam przecząco głową, bo miałam pełne usta.
   - Jezu nie możesz jeść tak mało. Za chwilę będziesz rasową anorektyczką Leslie.
   - Jak widać mogę. Zresztą nie spotkaliśmy się, żeby omawiać moją wagę – przypomniałam.
   Kiwnął głową porozumiewawczo głową, proponując, żebym zaczęła zeznanie.
   - Byłam tam po pieniądze i tyle.
   - Gdyby można było przychodzić do klubów nocnych po hajs, uwierz mi na słowo, że też chodziłbym na zaplecza.
   Wywróciłam tylko oczami i włożyłam resztkę jedzenia do ust.
   - Moja mama tam pracuję – powiedziałam bez ogródek.
   Jego oczy automatycznie się rozszerzyły na tą informację. Widać, że spodziewał się wszystkiego tylko nie tego. Nie wiem, czy nie wiedział co powiedzieć, czy zastanawiał się jak ułożyć to w słowa.      Dopiero po dłuższej chwili się odezwał.
   - Blondynka, niebieskie oczy. Wiedziałem, że wydaje mi się znajoma.
   - Więc dasz mi już spokój? - zapytałam beznamiętnie. - Nie rozpowiesz tego?
   - Leslie, nawet gdybyś mi nie powiedziała i tak bym tego nie rozpowiedział.
   W tamtym momencie miałam niepohamowaną ochotę zepchnąć go z najbliższego klifu.
   - To po co te całe cyrki?
   - Po prostu nie potrafiłbym ci zaufać.
   - A co teraz mi ufasz? - Zaśmiałam się ironicznie i wstając otrzepałam spodnie.
   Nie chciałam rozmawiać na ten temat, ani chwili dłużej. Jestem tu tak krótko, a już tak dużo się stało. Jedna osoba dowiedziała się cząstki prawdy, a to już zdecydowanie za dużo.
   - Nie wiem – przyznał, wstając zaraz po mnie.
   - A co do Masona – dodałam – mogę już się z nim spotykać, czy będziesz mieć coś przeciwko? -        zapytałam retorycznie.
   - Tak, przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
   - Chciałeś – poprawiłam go. - Dobrze wiem, że tego chciałeś.
   Za nim postanowiłam go zostawić i pozbawić przyjemności mojej obecności przypomniała mi się ważna sprawa.
   - Mam pomysł na naszą super randkę.
   - To my mamy randkę? - zapytał śmiejąc się.
   - Ty i Mich? Ja i Mason? Kojarzysz coś?
   - A tak, jasne.
   - No więc powiedz im, że widzimy się w sobotę około dwunastej w nocy pod szkołą.
   - Że co? -parsknął.
   - Chociaż postaraj się mi zaufać. Spodoba ci się.
   - Okay ufam ci – przyznał. - Ale jeśli to spieprzysz…
   - To co? - zapytałam za nim zdążył dokończyć.
   - Nic, będziesz mi szukać dziewczyny.
   - Wydawało mi się, że ty nie masz z tym problemu – powiedziałam za nim zdążyłam pomyśleć. - No wiesz w końcu mamy dużo tępych lasek w szkole. - Szybko mu dogryzłam, żeby nie zorientował się, że to był komplement.
   Zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko. Nachylił się i łaskocząc mnie ciepłym powietrzem wydobywającym się z jego ust powiedział:
   - I tak wiem, że ci się podobam.
   - Mnie podoba się Mason – poprawiłam go.
   - Tak, co nie oznacza, że nie podobam ci się też ja. - Jego twarz rozświetlił uśmieszek tryumfu kiedy zobaczył moją minę. Obrócił się na pięcie i odszedł.
   Co ten dupek do jasnej cholery sobie wyobraża?

   Piątek nadszedł szybko. Dość mało się działo. Matka wracając z roboty przyniosła sto dolarów. Nie zabrałam jej wszystkiego i żałuję. Boję się, że znowu wyda wszystko na wódę i fajki. W ostatnim tygodniu głodowałam, a jedzenie na stołówce nie jest raczej wystarczające.
   Blaise nic nikomu nie powiedział, co jest jedyną pocieszającą rzeczą na jego temat. Wieczorem miałam pięć nieodebranych połączeń i dziesięć wiadomości od Mich. Powiedziałam, że chciał mnie przeprosić i do niczego nie doszło. Czułam się jakbym kłamała.
   Ale w końcu do niczego nie doszło, prawda?
   Oczywiście nie obyło się bez pytań na temat tajemniczej randki… Boże, dlaczego słowo randka przyprawia mnie o mdłości? Spotkanie. Tak, spotkanie to idealne słowo.
   Nie zdradziłam jej nic z moich planów. Miała chwilowy bunt ale szybko jej przeszło.
Najtrudniejsza część planu jest przede mną. Muszę wykraść klucze, nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale to zrobię.
   Przyszłam godzinę przed lekcjami. Powinni mi naprawdę wycałować za to stopy - pomyślałam. Zajrzałam do kantorka woźnej. Siedziała przy małym drewnianym biurku, siorpiąc herbatę i czytając gazetę. Musiałam ją jakoś stamtąd wyprowadzić.
Nagle zauważyłam chłopaka, który szedł w moją stronę. Chwyciłam go za koszulkę i przeszłam do rzeczy.
   - Zrobisz coś dla mnie? - uśmiechnęłam się słodko i puściłam mu oczko. Zadziałało.
   - Czyś ty zwariował?! Natychmiast się ubierz! Co ty wyrabiasz? - Woźna biegała za rozbierającym się chłopakiem od jednego końca korytarza do drugiego.
   Oprócz nas nikogo innego nie było, więc szybko czmychnęłam do środka. Wielka gablota na ścianie, wcale nie pomagała mi w odnalezieniu odpowiedniego klucza, gdy nagle znalazłam napis, którego szukałam. Wyszłam szybko z kantorka i kiedy woźna była odwrócona tyłem pomachałam chłopakowi, że może już przestać robić z siebie idiotę na moją prośbę.
   Włożyłam klucz najgłębiej w jedną z kieszonek torby. Mam nadzieję, że go nie zgubię. Cieszę się, że szkoła nie ma na tyle pieniędzy, żeby zamontować kamery.

   Uśmiechnęłam się sama do siebie, wewnętrznie tryumfując. Udało się. Leslie Bennet, ty suko jesteś geniuszem.  
_____________
   Dzień dobry wieczór!
   Już trzeci rozdział i dość sporo się stało... Jak myślicie jaka naprawdę jest Leslie? Czy Blaise postąpił sprawiedliwie?
   Niedługo już rozwiążę się sprawa "Blaise'a", dlaczego Blaise i tak dalej.
   Wiem, że miałam dodać rozdział jak będzie 5 komentarzy no ale widzę, że jeszcze nie mogę nawet na to liczyć. Mam nadzieję, że to się zmieni. Jeśli w jakiś sposób możecie mi pomóc w ogłoszeniu bardziej bloga - będę bardzo wdzięczna. 
Sassy

4 komentarze:

  1. Jak zawsze cudowny! Jestem ciekawa jak się historia potoczy, całym sercem jestem za Lesse (Leslie&Blaise) i jestem bardzo ciekawa czy intrygi między nimi przerodzą się w coś innego. Już chce wiedzieć czy Blaise w jakiś sposób wykorzysta nowe informacje o Leslie, a jeśli tak to że ją pogrąży czy wręcz przeciwnie pomoże! Czekam na next, twoja największa fanka <3

    OdpowiedzUsuń
  2. - I tak wiem, że ci się podobam.
    - Mnie podoba się Mason – poprawiłam go.
    - Tak, co nie oznacza, że nie podobam ci się też ja. - Jego twarz rozświetlił uśmieszek tryumfu kiedy zobaczył moją minę. Obrócił się na pięcie i odszedł.
    Bardzo podobał mi się ten moment, nie moge sie doczekać jak między nimi coś się będzie gorącego działo!~Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje opowiadanie jest niesamowite *.* teksty Lesie powalają <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie <3 czekam na next

    OdpowiedzUsuń