piątek, 25 marca 2016

Rozdział 4. "Niektórzy zbierają znaczki, ja numery telefonu, sam widzisz."

   - Do cholery Leslie możesz mi powiedzieć dlaczego tu jesteśmy? - warknęła Mich. - Za chwilę zamarznę.
   - Czekaj princesso. Za chwilę się dowiesz – dogryzłam jej. - Chodźcie.
Cała trójka ruszyła za mną do głównych drzwi. Stanęliśmy i wszyscy gapili się na mnie jak na nienormalną.
   - Widzę cię jak drzesz się teraz „sezamie otwórz się”.
   Uśmiechnęłam się do niej złośliwie. Wyciągnęłam dwa klucze z kieszeni i zaczęłam otwierać drzwi mówiąc przy tym:
   - Sezamie otwórz się. - Kiedy usłyszałam przeskakujący zamek nacisnęłam klamkę i spojrzałam w jej stronę. - Patrz, zadziałało. - Przyłożyłam rękę do ust jakby to było coś niesamowitego. Wszyscy parsknęli śmiechem.
   Ostatnio dość często dogryzałam sobie z Mich ale obie wiedziałyśmy, że to na żarty.
   - Kurwa Les, jak? - zapytał Mason.
   - Urok osobisty skarbie, a teraz ruszcie tyłki chyba, że wolicie tu marznąć.
   Odkąd tu przyszliśmy Blaise nie odezwał się, ani słowem. Co jakiś czas przyglądał mi się, a gdy tego nie robił obejmował Mich i trzymał rękę na jej tyłku. Tak Mich, przyciągasz dżentelmenów jak magnes.
   Zatrzymałam się przed drzwiami na basen. Przekręciłam klucz i weszliśmy do środka. Słyszałam jak Blaise z Masonem się śmieją.
   - Leslie wiesz, że nie wzięłam ze sobą stroju, prawda?
   - I właśnie o to chodzi kochanie – odparłam i rzuciłam swoją koszulkę gdzieś na bok. - Na co czekasz? - zapytałam. - Będziesz kąpać się w jeansach?
   Rozebrałam się do bielizny i wskoczyłam do basenu na główkę. Widziałam jak obaj pożerają mnie wzrokiem. Wynurzyłam się i zaczesałam włosy do tyłu.
   - Nie zapalajcie świateł bo ktoś zauważy – upomniałam. - Za to u mnie w torbie mam butelkę wódki i puśćcie muzykę z telefonu.
   Stwierdziłam, że raczej nikt nie usłyszy muzyki, która nie będzie raczej zbyt głośna poprzez głośniki z telefonu. Już po chwili rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki G-Easy'ego „Tumblr Girl”.
   - Mam też jointy ale nad nami jest to gówno do wykrywania dymu, więc nic z tego…
   - Czekaj, mam pomysł – uprzedziła Mich. - Powinnam mieć reklamówkę w torbie.
   Zaczęła grzebać w torebce, aż w końcu wyciągnęła cienką reklamówkę. Podała ją Masonowi i uśmiechnęła się lekko.
   - Owiń to gówno tym. Będziemy mogli palić bez problemu.
   Mason wziął krzesło z korytarza i zgrabnie, niczym słoń w składzie porcelany (bądźmy szczerzy, że to strasznie seksowny słoń) wspiął się na nie i owinął reklamówkę wokół czujnika. Gdy podnosił ręce w górę mogłam dostrzec idealnie, zarysowane mięśnie pod jego białym podkoszulkiem.
   - Mam wrażenie, że robi się coraz cieplej – pisnęłam do Mich, która przed chwilą wskoczyła do basenu i pojawiła się obok mnie. Roześmiała się perliście, patrząc na to jak obserwuję Masona. To było silniejsze ode mnie.
   - Leslie, patrz na to. - Mich poklepała mnie po ramieniu i wskazała na Blaise'a.
   Chłopak nie miał już na sobie koszulki, był ubrany tylko w jasne, potargane jeansy, które zwisały mu nisko na biodrach. Stał oparty o ścianę, a w ustach trzymał blanta. Miałam wrażenie, że gdyby nie to, że jestem w wodzie to bym upadła.
   - Nie mogę na nich patrzeć, idę się napić – jęknęłam i podpłynęłam na brzeg basenu. Chwyciłam butelkę wódki, którą najwyraźniej położył tam Blaise i odkręciłam ją.
   Gdy już wszyscy byli w basenie, a ja byłam nazbyt wesoła, odwinęłam ręce Masona, które były wokół mojej talii i wyszłam z basen, żeby trochę otrzeźwieć. Udało mi się to szybko, gdy dostrzegłam, że drzwi na halę coraz bardziej się otwierają.
   Po chwili zza drzwi wychylił się starszy mężczyzna. Pewnie był to portier ale przecież nikogo wcześniej nie widzieliśmy, prawda? Chyba tak. Za bardzo kręci mi się w głowie.
Otworzył szeroko oczy i wybiegł. Za nim od razu ruszyli Mason i Blaise.
   - Chodź! Leslie kurwa, żeby oni mu nic nie zrobili! - Mich darła mi się do ucha i mam wrażenie, że dopiero wtedy otrzeźwiałam.
   Pobiegłyśmy za nimi, gdy byłyśmy już przy wyjściu z budynku, zobaczyłyśmy, że portier siedzi z ustami zaklejonymi taśmą. Ręce i nogi też miał sklejone.
   - Skąd macie taśmę? - zaśmiałam się.
   - Była w jednej z szuflad u niego w biurze. - Mason wskazał ręką na mężczyznę.
   Przykucnęłam przy nim i spokojnie powiedziałam:
   - Teraz zdejmę ci to z ust, a ty nie będziesz krzyczał, prawda?
   Po krótkiej analizie, doszłam do tego, że to co powiedziałam było bez sensu. I tak nikogo tu nie było. Chyba. Gdy już zerwałam mu taśmę z ust usłyszałam jego cichy, ochrypnięty głos.
   - Dajcie mi trochę zioła, a nikomu nic nie powiem.
   W tamtym momencie, przyrzekam na wszystko, że leżałam ze śmiechu na ziemi. Mich złapała się za brzuch i zgięła w pół również panicznie się śmiejąc. Widziałam jak Masonowi i Blaise'owi łzy prawie lecą z oczu.
   Po około pół godziny cała nasza czwórka i portier, który okazało się, że nosi imię John, siedzieliśmy w kółku i podawaliśmy sobie blanta z ręki do ręki. Może i byłam lekko pijana i zjarana ale mogłam zauważyć to, że Mason naprawdę chciałby ściągnąć ze mnie bieliznę, Mich bokserki z Blaise'a, a Blaise prawdopodobnie nie miał by nic przeciwko, gdyby mnie tu nie było.
   Nie mogłam ogarnąć o co mu chodzi. Pomogłam mu z Mich, ukradłam te pieprzone klucze i powiedziałam mu coś czego nie powinnam. Irytuję mnie.
   Zaciągnęłam się mocno i zbliżyłam twarz do twarzy Masona. Wciągnął dym z moich ust, a ja uśmiechnęłam się, gdy poczułam jego usta na moich. Nie obchodziło nas, że nie jesteśmy tutaj sami, a wręcz przeciwnie – podobało nam się to.
   Podobało mi się to, że na nas patrzą.
   Podobało mi się to, że Mich się do nas szczerzy.
   Podobało mi się to, że Blaise wygląda jakby miał za chwilę zabić Masona – albo mnie.
   Czekaj, STOP, wróć! Czemu on się tak patrzy? Może to przez tą trawę? Naprawdę nie potrafię go rozgryźć. Platynowa blond grzywka opadła mu na czoło, a on dmuchnął, żeby ją poprawić.
   Wszyscy zauważyliby spięcie pomiędzy nami, gdyby nie to, że nie byliśmy w najlepszej formie. Pocałunek z Masonem trwał krótko, bo kiepsko szło mi całowanie i rozmyślanie jednocześnie. Położyłam się na wykafelkowanej podłodze i zaczęłam się śmiać, tak głośno jak już dawno się nie śmiałam.


   Sobotni poranek powinien być czymś przyjemny, niestety mój się do takich nie zaliczał. Miałam ogromnego kaca, który rozsadzał mi głowę. Każdy szelest był niesamowicie irytujący. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni, zobaczyłam matkę siedzącą przy stole z kubkiem kawy. Nic nie mówiła po prostu patrzyła się na ścianę. Zachowywała się jak słabo rozwinięta rozwielitka.
   - Żyjesz? - zapytałam, otwierając lodówkę. Oczywiście tak jak myślałam nie zobaczyłam tam nic oprócz dwóch butelek piwa. - Mogłabyś zrobić łaskawie zakupy? Głodujemy, a ledwo się przeprowadziliśmy. A mieszkamy tu przez wasze niepospłacane czynsze – wypomniałam.
   - Sama śmierdzisz wódką. Przynajmniej wiem na co wydajesz pieniądze, które mi kradniesz – żachnęła.
   - A ty na co byś je wydała? - zapytałam retorycznie. - Na jedzenie?
Nic nie odpowiedziała. Schowała twarz w dłonie, a gdy się odsunęła zobaczyła jej wilgotne oczy.
   - Tylko tyle potrafisz jak jesteś trzeźwa. Użalanie się nad sobą to twoje hobby – parsknęłam i wróciłam do pokoju.
   Wzięłam szybki prysznic i ubrałam czarne legginsy i wyciągniętą bluzę. Nie byłam w humorze, żeby się stroić. Wygrzebałam jeszcze tylko pieniądze, które mi zostały na dnie szuflady. Może za te marne grosze kupię cokolwiek w pobliskim markecie.
   Naciągnęłam kaptur na głowę, żeby zasłonić moje skacowane obliczę i weszłam do sklepu. Miałam dokładnie trzy dolary i dziewięćdziesiąt pięć centów. Pochodziłam chwilę między regałami. Stać mnie było na bułkę i małą kostkę masła. Wzięłam te dwie rzeczy. Gdy przechodziłam między regałami gdzie były słodycze zauważyłam paczkę M&M'sów. Nie miałam już pieniędzy. Sprzedawczyni oglądała coś w telefonie. Szybko chwyciłam małą paczkę smakołyku i schowałam ją do kieszeni bluzy. Byłam głodna, bardzo głodna.
   Nie chciałam kraść ale życie czasami zmusza nas do rzeczy, które nie są do przewidzenia. Podeszłam do kasy i zapłaciłam resztkami. Wiem, że nie powinnam tak wydawać pieniędzy mojej matki ale są momenty, że wolę zapalić trawę niż cokolwiek zjeść.
   Kiedy przechodziłam obok jednej z kamienic zobaczyłam małą dziewczynkę. Brudne, poszarpane, blond włosy zasłaniały jej małą, okrągłą buzie. Trzęsła się z zimna, a ja nie mogłam się powstrzymać i podeszłam do niej wolnym krokiem.
   - Hej, wszystko w porządku? - Oh, Leslie nagle z ciebie taka Matka Teresa?
   Pokiwała leciutko główką ale nawet na mnie nie spojrzała. Przemogłam się i zapytałam:
   - Jesteś głodna? - Tym razem zobaczyłam jej duże brązowe tęczówki. Znowu przytaknęła. - Proszę – powiedziałam i podałam jej paczkę M&M'sów, które przed chwilą zwinęłam ze sklepu. - Tobie bardziej się przyda.
Uśmiechnęłam się, obróciłam i już chciałam odchodzić, gdy nagle usłyszałam cichy głosik.
   - Jak się nazywasz? - szepnęła.
   - Leslie – uśmiechnęłam się szczerze. - Nazywam się Leslie.

   - Halo? - odebrałam mojego starego gruchota w trakcie smarowania bułki masłem.
   - No witaj, stara dupo. Blaise do mnie dzwonił i powiedział, że dzisiaj u jego kumpla jest impreza. A myślę, że chcesz zobaczyć się z Masonem także…
Zaśmiałam się sama do siebie. Mich to będzie moja stała informatorka.
   - Ale on zaprosił ciebie, nie mnie. Jeszcze princessa się na mnie obrazi, że zakłócam mu plan podbicia twojego ślepego serduszka – parsknęłam.
   - Za chwilę wyślę ci adres mojego domu. Dzisiaj o dziewiętnastej widzę cię pod moimi drzwiami. Lepiej przyjedź z tarczą bo spotkasz się z moją stopą na twarzy za to ''ślepe serduszko''.

   Mich, mówiąc mi dom, miała na myśli pałac. Stałam przed jej bramą, patrząc na coś, co czyta linie papilarne… serio? Zaryzykowałam i nacisnęłam przycisk znajdujący się obok głośniczka. Po paru niezmiernie irytujących dźwiękach usłyszałam jej głos.
   - Hej, Leslie – zaśmiała się. Skąd ona do cholery wie, że to ja? - zapytałam sama siebie. Uniosłam trochę głowę i zobaczyłam kamerę… I wszystko jasne.
   Usłyszałam, że brama się otwiera i szybko czmychnęłam na jej… posesję. Obeszłam ścieżką fontannę na środku i zapukałam do drzwi. Dosłownie po sekundzie się otworzyły.
   - Cześć – przywitała mnie.
   - No hej - odparłam wchodząc do środka. Po prawej i lewej stronie były ogromne schody łączące się u góry. Pomiędzy nimi znajdował się korytarz prowadzący, prawdopodobnie do innych pomieszczeń. Wszystko było utrzymane w bardzo jasnych kolorach. Dominowała biel i beż.           Doskonałość tego domu była, aż przytłaczająca.
   - Nikogo nie ma, także możemy iść od razu do mojego pokoju – uśmiechnęła się i pociągnęła mnie za rękę kierując się w stronę schodów.
   Korytarz u góry był bardzo długi. Na samym końcu znajdowało się okno na całą ścianę co jeszcze bardziej go powiększało. Weszłyśmy do drugich drzwi na prawo. Odetchnęłam z ulgą i ucieszyłam się tym co tam zobaczyłam. Spodziewałam się kolejnego tumblrowego białego pokoju, a jednak się myliłam. Ściana naprzeciwko drzwi była czarna i widniał na niej napis: „Art is the last form of magic that exist”*. Wszędzie na ścianach były zdjęcia, plakaty i naklejki. Było inaczej. Podobało mi się.
   - Masz ze sobą jakieś ubrania? - zapytała Mich, rzucając się na łóżko.
   - Nie, postanowiłam pójść nago. Stwierdziłam, że dzięki temu szybciej poderwę Masona – parsknęłam. Nie obyłoby się bez sarkastycznej mnie. Podałam jej plecak i pozwoliłam przegrzebać wszystko, co tam mam.
   - No więc teraz, pozwól, że ciocia Mich zajmie się tobą i twoją golizną.

   Wystarczyło jej pół godziny, żeby zrobić coś z moją twarzą i ubiorem, plus powiedziała mi parę szczegółów. Ponoć Mason i Blaise mają po nas przyjechać o dwudziestej trzydzieści, impreza jest u kumpla Blaise'a, który najprawdopodobniej jest ćpunem. Nie, tego Mich nie powiedziała ale tak też strzelam. Nie będę dużo wymagać od jego znajomych.
   Kiedy zobaczyłyśmy czarne BMW, wyszłyśmy z domu i zajęłyśmy dwa wolne miejsca z tyłu. Ich miny były dosłownie takie same jak moja, gdy zobaczyłam skromny dom Mich.
   - Leslie – odezwał się Blaise, a ja się zdziwiłam, że w ogóle na mnie spojrzał.
   - Hm?
   - Jak zamykasz oczy, wyglądasz jak panda – parsknął.
   - Spierdalaj. - Rzuciłam w niego butelką po wodzie, która leżała na wycieraczce. Mało obchodziło mnie to, że prowadzi. To mój wybór jaki noszę makijaż. Lubię mój pandzi styl. Nieważne, że brzmi to mało korzystnie.
   - A ja się czepiam twojej podkoszulki? Powinni to nazywać nasutniki bo właśnie tylko to zasłania – warknęłam.
   Wszyscy oprócz arcyksięcia parsknęli śmiechem.
   - Nie chcę ci nic mówić, ale Mason, ma dokładnie taki sam nasutnik jak ja.
   - Tak – potwierdziłam. - Ale on wygląda w nim dobrze.
    Okay, tak wiem, okłamuję samą siebie, że Blaise wygląda gorzej. Ale on nie musi o tym wiedzieć. Niech żyje w przekonaniu, że wygląda źle.
   - Znaleźliśmy sobie słowo twórce – zaśmiała się Mich.
   - Owszem, polecam się na przyszłość.
   Dojechaliśmy po około piętnastu minutach. Dom o dziwo wyglądał na przyzwoity i nie było to na jakimś osiedlu slamsów. Brawo, Blaise poczekajmy, aż wejdziemy do środka. Nie no dobra, mam nadzieję, że będą mieć dużo zioła. Boję się tylko późniejszego gastro…
   Na dworze wokół domu było już sporo ludzi. Weszliśmy do środka i wtopiliśmy się w tłum. Poszłyśmy za chłopakami prosto do kuchni. Dostałyśmy charakterystyczne czerwone kubki. Nie lubię piwa, więc wylałam je do zlewu i poszłam poszukać wódki. Na szczęście nie musiałam długo szukać.
   Usłyszałam chichot Mich, więc spojrzałam się za siebie. Zobaczyłam jak Blaise ciągnie ją w tłum tańczących ludzi. Nie miałam za dużo czasu, żeby się nad tym zastanawiać bo poczułam czyjś zimny oddech na szyi.
   Obróciłam się twarzą, jak się okazało do Masona i uśmiechnęłam się do niego. Wyglądał tak seksownie...
   - Hej, mała. Wszystko w porządku? - zapytał, przejeżdżając dłonią po moim policzku.
   - Teraz jest idealnie – zaśmiałam się i pociągnęłam duży łyk z kubeczka.
   - Chodź, potańczymy trochę. - Poruszył zabawnie ale i znacząco brwiami, a po chwili byliśmy już w dużym salonie przepełnionym ludźmi.
   Zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki. Nie sądziłam, że tak dobrze tańczy. Złapał mnie za rękę i obrócił tak, że stałam do niego plecami. Mój tyłek ocierał się o jego krocze, a pomimo tego miałam wrażenie, że i tak tańczymy tutaj najbardziej przyzwoicie.
Poczułam jego usta na szyi i zaczęłam odpływać. To było niesamowite, że tak łatwo jest o wszystkim zapomnieć.
   Po około godzinie stałam sama przy blacie w kuchni. Mason zostawił mnie na chwilkę, ponieważ chciał gdzieś zadzwonić. Nie dopytywałam się o co chodzi i tak wyglądał na dość zdenerwowanego. Po piętnastu minutach nie wiedziałam, czy być zła, czy zacząć się martwić. Odpowiedź przyszła dość szybko, gdy jakiś dzieciak wbiegł do domu i zaczął wrzeszczeć, że na dworze jest bójka.
Gdy biegłam w stronę wyjścia zderzyłam się z Mich. Nic nie mówiłyśmy tylko wyszłyśmy na zewnątrz.
   Spodziewałam się, że zobaczę bijącego się Masona ale było inaczej. Blaise tłukł się z jakimś gościem, a Mason próbował go odciągnąć. Tylko on, nikt nie chciał im pomóc. Możliwe, że to przez to, że byłam wstawiona ale zaczęłam biec i wskoczyłam na plecy nieznajomemu palantowi.
   - Zostaw go, do jasnej cholery – wrzasnęłam. Trzymałam się mocno jego szyi, żeby nie spaść. Kiedy usłyszał mój głos i ogarnął, że jestem dziewczyną szybko się uspokoił. Zeszłam z jego pleców, a ten błyskawicznie pociągnął mnie za rękę do budynku. Nikt się nawet nie ruszył. Dzięki za pomoc sukinsyny – podziękowałam w myślach moim „przyjaciołom”.
   Dopiero, gdy weszliśmy głębiej w tłum ludzi, a światła oświetliły jego twarz, zobaczyłam jak wygląda. Gdy ujrzał jak na niego patrzę, od razu uśmiechnął się do mnie zuchwale. Był piękny, naprawdę. Nawet nie wiedziałam jak to dokładnie opisać. Miałam wrażenie, że sam doskonale o tym wie.
   Zaciągnął mnie na piętro, żeby normalnie porozmawiać.
   - Możesz mi powiedzieć, co to do cholery było? - zapytałam wymachując rękoma. - Najpierw tłuczesz się z moim kumplem, a potem zaciągasz mnie tutaj.
   - Lepiej ty mi powiedz co to było. Chciałem obić mordę Justinowi jak Bóg przykazał ale ty, musiałaś rzucić się mi na plecy i zawisnąć, jak koala uczepiony drzewa.
   - Seksowny koala – prychnęłam. Nagle coś mnie tknęło. - Jaki Justin? - zapytałam skonsternowana.
   Nagle przystojny nieznajomy zaczął się śmiać i przeczesał ręką swoje włosy.
   - Nie mów, że przedstawił wam się jako Blaise?
   - Owszem, przedstawił – odparłam cierpko.
   - Widzę, że ktoś tu chce uciec od przeszłości – parsknął. - W każdym razie twój Blaise, to tak naprawdę Justin Bieber.
   - Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że ta szuja cały czas nas oszukiwała?
   - Piłaś mała? Bo coś wolno jarzysz.
   - Musiałam się zdrowo nachlać bo nawet przez chwilę myślałam, że jesteś przystojny – warknęłam.
   Jego uśmieszek szybko spełzł mu z ust.
   - Mieszkasz tutaj? - zapytałam, wpadając na pewien pomysł.
   - Nie, jutro wyjeżdżam do Miami – odpowiedział i uniósł brwi zdziwiony do czego dążę.
   - Daj mi swój numer – rozkazałam.
   - Po co ci mój numer?
   Wyciągnęłam telefon i mu go podałam.
    - Niektórzy zbierają znaczki, ja numery telefonu, sam widzisz.
    Zaśmiał się ale już o nic nie pytał. Zapisał mi swój numer, oczywiście śmiejąc się z mojego jakże nowoczesnego telefonu. Przewróciłam tylko oczami. Zajrzałam co napisał i zobaczyłam imię Jordan. Kiedy schodziliśmy na dół, zatrzymałam się na chwilę na schodach. Moją uwagę przykuł stojący w tłumie Blaise… znaczy Justin. Nie wiedziałam, czy zabija wzrokiem jego, czy mnie. Oh, ty kłamliwa szujo. Uśmiechnęłam się do niego i ciągnąc za sobą Jordana, skierowałam się w stronę kuchni.

*"Art is the last form of magic that exist” - po angielsku oznacza: "Sztuka jest ostatnią formą magii jaka istnieje."
___________
   Witam, witam :) Już jesteśmy przy 4 rozdziale! Niedługo parę rzeczy się wyjaśni, a kilka znowu zagmatwa. Dziękuję za komentarze, bo nawet te najmniejsze są dla mnie bardzo ważne i właśnie dla tych osób to piszę.
   Ten rozdział chciałabym dedykować Klaudii, która trochę kopnęła mnie w dupę za moje biadolenie. Piszę dla swojej przyjemności i dopiero wtedy to ma sens. Dziękuję Klaudia.
   Dodałam muzykę do bloga, więc piszcie jak macie jakieś zastrzeżenia!
   Jordan pojawi się w zakładkach bohaterowie ;)
   PS. Dzisiaj mijają trzy lata od koncertu Justina w Polsce, więc stwierdziłam, że to idealna data, żeby dodać rozdział :)
Sassy





3 komentarze:

  1. Powiem Ci ,że na początku nie byłam przekonana do tego ff, ale teraz <3 super rozdział
    Ja polecam http://night-dream-jb.blogspot.com/ ocenisz ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział kochana. Dziękuję za dedykację, miło wiedzieć, że coś ci natukłam so tej głowy, bo czytało się to super i nie ma mowy o skończeniu bloga albo o przerwaniu...o nie nie nie. Jeszcze raz dziękuję za dedykację, z niecierpliwością czekam na następny rozdział i jestem przekonana, że każdy kolejny będzie tak świetny, a nawet lepszy<3 /Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne, świetne, świetneeee!
    Co prawda jestem za duetem Leslie & Mason, to akcja między nią a Blaise'em (?) jest intrygująca. ^^

    OdpowiedzUsuń