niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 2. "Kim tak naprawdę, do kurwy nędzy jest Leslie..."

    Nigdy w życiu nie chciałam tak bardzo rozpieprzyć budzika jak dzisiaj. Nie mam zamiaru iść do szkoły. Po co? Żeby się z nimi wszystkimi znowu użerać? Westchnęłam i podniosłam się z łóżka. Myśl, że przyjściem do szkoły rozwścieczę te dwie damulki, napełniała mnie radością – jedyny plus. Nie zrobiłam makijażu z oczywistego powodu braku chęci i czasu. Po prostu umyłam twarz i się ubrałam. Koniec. Wchodząc do kuchni zwinęłam tylko jabłko. Było strasznie cicho, pewnie dalej śpią. Pieniądze z biurka włożyłam do torby i wyszłam z domu.
   Pomimo tego, że jest już wrzesień jest ciepło. Są dni kiedy można chodzić tylko w krótkim rękawku. Liście pożółkły, a co parę dni pada króciutki deszczyk ale to tyle. Spojrzałam w dół na swoje znoszone trampki. Muszę dzisiaj iść do sklepu po buty bo te są już straszne. Za chwilę będę mieć dziurę na wylot i zdarte całe podeszwy. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Mam jeszcze piętnaście minut. Przyspieszyłam trochę kroku i po sześciu minutach byłam już na miejscu. Plotki szybko się rozchodzą. Nawet nie weszłam do szkoły, a już słyszałam szepty i widziałam ukradkowe spojrzenia rzucane w moim kierunku. Tym, którym nie chciało się ukrywać przed obgadywaniem mnie posyłałam uśmiechy i machałam jak wariatka. Weszłam do szkoły i ruszyłam w stronę mojej szafki. O dziwo nie zapomniałam – numer 145. Wyjęłam podręczniki i spojrzałam na plan zajęć kiedy nagle zza drzwiczek szafki wyskoczyła mi Mich.
   - Czy ty kurwa chcesz, żebym dostała zawału? - zapytałam trzaskając drzwiczkami i obracając się w jej stronę. Obejrzała się na około, a ja tylko mruknęłam: – Ignoruj ich. Banda ciekawskich pajaców, nic więcej. - Wzruszyła ramionami i się uśmiechnęła.
   - Sprawdziłam plan i okazało się, że zaczynamy razem angielskim, więc pomyślałam, że po ciebie pójdę. - Kiwnęłam głową i rozejrzałam się. Za chwilę chuj mnie trafi jak będą się tak dalej gapić.
   - No co kurwa? Mam się wam kłaniać przechodząc po korytarzach, czy jak? - wrzasnęłam imitując ukłon primabaleriny. - Nie? To zajebiście. - Wszyscy struchleli i patrzyli na mnie wielkimi oczyma. Pociągnęłam Mich mówiąc jej na ucho, żeby prowadziła jak mamy iść do klasy. Muszę jeszcze ogarnąć te wszystkie korytarze i sale.
   Kiedy znalazłyśmy się w klasie powitał nas (oczywiście nie licząc wszystkich zabójczych spojrzeń), widok Blaise'a. Tak, tak właśnie się nazywał i jego cudownego czarnego przyjaciela, którego muszę poznać jak najszybciej. Kiwnęłyśmy im ręką i zajęłyśmy ławkę przed nimi.
   W trakcie tej jakże niesamowitej i ciekawej lekcji cały czas pisałyśmy do siebie z Mich na skrawkach kartek. W tamtym momencie wszystko wydawało mi się ciekawsze od wysłuchiwania zasad BHP. Na początku każdej znajomości dobijałam każdego zadawaniem głupich pytań takich jak: „jaki jest twój ulubiony kolor”, „masz rodzeństwo”, „masz ulubiony przedmiot”, i inne podobne bzdury. Dzięki nim dowiedziałam się, że Mich kocha czerwony, ma młodszą siostrę, a jej ulubionym przedmiotem jest przerwa. Z tym ostatnim mamy podobnie.
   Zadzwonił dzwonek, a ja zwijając liściki i wrzucając je do torby ruszyłam z Mich w stronę szafek. W końcu trzeba przygotować się na francuski... Mich idzie na biologię. Fascynujące. Wymieniłam książki i zamknęłam szafkę. Po raz drugi dzisiaj zlękłam się i mało co nie pisnęłam kiedy twarz Blaise'a, Mich i Czarnego pojawiły mi się przed oczami i szyderczo się śmiały.
   - Czy wy naprawdę, aż tak bardzo chcecie się mnie pozbyć? - wrzasnęłam ale pomimo tego, że moje serce o mały włos nie wyrwało mi się z piersi, zaczęłam się śmiać.
   - Przepraszam – odezwała się Mich dalej pękając ze śmiechu. - Ale to, że tak często jesteś zamyślona sprawia, że łatwo cię nastraszyć.
   - No widzisz – parsknęłam – taka łatwa ze mnie zdobycz. - W tym momencie na twarzy Czarnego i Blaise'a wdarł się TEN uśmieszek. - Jezu... - Jęknęłam przeciągając ostatnią literę. - Faceci myślą tylko o jednym.
   Czarny zaśmiał się i podał mi rękę.
   - Jestem Mason, a ty Leslie prawda? - uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń. Kiwnęłam głową na tak.
   - Widzę, że wszyscy mnie już znają.
   - Można tak to ująć. - Przestań się w końcu kurwa uśmiechać! Twoja twarz jest wtedy zbyt idealna, a zęby zbyt białe. Nie posłuchał.
   - Czego nie posłuchałem? - zapytał szczerząc się jeszcze bardziej, a ja miałam wrażenie, że pobladłam. Boże, powiedziałam to na głos. Witaj moja głupoto, przyszłaś w samą porę... jak zawsze.
   - Nic, nic – machnęłam na niego ręką. - Co teraz macie? - zapytałam, żeby jak najszybciej zmienić temat.
   - Ja matematykę... - westchnął Mason.
   - Francuski.
   Odwróciłam głowę w stronę Blaise'a.
   - Ja też. Idziemy?
   - Jasne – uśmiechnął się i pożegnaliśmy się z Mich i Masonem. - Macie dzisiaj jakieś plany z Mich?
   - Chciałam ją wyciągnąć na zakupy – przyznałam – a co?
   - Dzisiaj mamy trening i pomyślałem, że jeśli chcecie to możecie przyjść. Zaczyna się o osiemnastej, więc zdążycie iść na zakupy – uśmiechnął się. Wskazał mi palcem, żebym skręciła w lewo.
   - Będziemy – puściłam do niego oczko i weszliśmy do sali. Każdy moment jest dobry, żeby zobaczyć chłopaka bez koszulki.
   Usiadłam z Blaise'em. Okazało się, że dość sporo lekcji mamy razem, a francuski z nielicznych przedmiotów trawimy najlepiej. Całą lekcję i tak naśmiewaliśmy się z przedpotopowego ubrania naszej nauczycielki. Miła babka ale stwierdziliśmy, że jak kiedyś będziemy mieli okazję to weźmiemy ją na zakupy.
   Na przerwie obiadowej wszyscy spotkaliśmy się przed stołówką. Nasze dobre humory niestety nie udzieliły się innym. Chyba moja reputacja im nie pomaga.
   - Nie chcę wam nic mówić ale chyba psuję wam image – zaśmiałam się otwierając drzwi do stołówki. Wszystkie spojrzenia padły na nas. - Ej, to teraz ta filmowa powaga. - Parsknęliśmy śmiechem ale po chwili wszyscy jakby za dotknięciem magicznej różdżki przybrali miny pełne powagi. Kochałam to uczucie. Że pomimo tego, że wszyscy mają mnie za wredną sukę to też mi zazdroszczą. Chcą być mną - podziwiają mnie, nie znając o mnie prawdy.
   Zajęliśmy stolik pod oknem. Stwierdziliśmy, że od teraz to będzie nasz stolik. Co prawda nigdy nie cierpiałam tych podziałów, w tamtym momencie mi one nie przeszkadzały. Było lepiej niż dobrze.
   - A teraz szczerze – zaczęła Mich przegryzając frytkę. - Co robiliście z tymi mendami na początku? - zaśmialiśmy się, a ja obróciłam się spoglądając wokół siebie. Byli dwa stoliki obok.
   - Szczerze? Sami nie wiemy. Bethany i Morgan się przyczepiły i oprowadziły nas po szkole. Też jesteśmy nowi – przyznał Mason. Przez chwilę myślałam, że wypluję całą wodę jaką miałam w ustach.
   - Czekaj, czekaj. Daję stówę, że ruda pinda to Morgan. - To było bardziej stwierdzenie niż pytanie ale Mas zrozumiał. Kiwnął tylko rozbawiony głową na tak.
   - Czyli przyjdziecie dzisiaj na trening? - zapytał, przypominając mi o tym, że nic jeszcze nie powiedziałam Mich.
   - No właśnie – odparłam niepewnie. - Dobra no to tak pójdziesz ze mną po szkole na zakupy, a potem na osiemnastą pójdziemy na ich trening? - uśmiechnęłam się tak szeroko, że można było zobaczyć mój każdy ząb.
   - Spoko pójdę, oddychaj Les. - Wszyscy zaśmialiśmy się jednogłośnie. Znowu.

   - No to jakie buty chcesz kupić? - zapytała Mich i razem przekroczyłyśmy drzwi galerii. Zamyśliłam się na chwilę, myśląc o forsie matki.
   - Trampki. Te są już strasznie zniszczone – przyznałam patrząc w dół na swoje stopy.
   Chodziłyśmy około godzinę, ponieważ okazało się, że nie tylko ja potrzebuję butów. Przez cały czas gadałyśmy i o dziwo nie zabrakło nam tematów. Naprawdę ją polubiłam. Nie pytała skąd mam kasę. W każdym razie nie okazywała ciekawości. Co nie zmienia faktu, że nie zadaję pytań, bo zadaje... mnóstwo.
   - Blaise jest śliczny – zachichotała i zarumieniła się jak mała dziewczynka. - I widzę, że tobie podoba się Mason. - Zatrzymałam się.
   - Jak to widzisz?
   - Cały czas na niego patrzysz – powiedziała udając rozmarzoną minę. Matko Boska. Muszę się opanować nie wiedziałam, że aż tak to widać. - Spokojnie tylko żartowałam. - Jęknęłam i powlokłyśmy się do wyjścia.
   - Chodź ty pijawko energetyczna. Będziesz miała swojego Blaise'a bez koszulki.
Przeszłyśmy parę przecznic i byłyśmy już na boisku obok szkoły. Było bardzo duże, dokładnie jak na filmach. Zajęłyśmy miejsce na trybunach i zmieniłyśmy buty na nowo kupione Converse'y. Obie kupiłyśmy sobie taki sam model – krótkie, czerwone no i prześliczne. Swoje stare trampki wrzuciłam do torby. Nie wiedziałam, czy je wyrzucę. Strasznie szybko przywiązuję się do rzeczy i trudno mi się z nimi rozstać. Nawet jeśli to są stare potargane buty. Zauważyłyśmy, że chłopcy wbiegając na boisko. Blaise i Mason posłali nam tylko przelotne spojrzenia i pobiegli za chłopakami.
   Trener zagwizdał i wszyscy do niego podbiegli, pokiwali głowami i znowu robili swoje. Niedługo po tym wszyscy ruszyli do ławek i zrzucili z siebie koszulki.
   - Mich – zwróciłam jej uwagę.
   - Hm?
   - Pomimo tego, że nie cierpię piłki nożnej mam wrażenie, że ją pokocham – uśmiechnęłam się sama do siebie, a w tym czasie Blaise się na mnie spojrzał i zaśmiał się mówiąc coś do Masona. Chyba przypomniała mu się nasza wcześniejsza rozmowa. W momencie kiedy moje oczy powędrowały na ABS czarnego kolegi myślałam, że odlecę. Ale... Blaise nie wyglądał gorzej. Tatuaże. Oboje mieli, zasrane tatuaże na klacie. Kurwa, dlaczego to musi tak dobrze wyglądać. Inni zauważając nas na trybunach zaczęli nam machać i się popisywać. Widać, że to był ich pierwszy trening w tym roku, bo nikt nie potrafił się skupić. Parsknęłam śmiechem i razem z Mich oparłyśmy się rękoma o ławkę i zaczęłyśmy twerkować. Chłopcy zaczęli pogwizdywać i klaskać, a trener dmuchnął w gwizdek, żeby ich uspokoić. Zanosząc się śmiechem leżałyśmy na ziemi.
   Kiedy trening się skończył wszyscy poszli się przebrać i wziąć (prawdopodobnie), prysznic. Po dziesięciu minutach wszyscy razem siedzieliśmy na trybunach. W sumie oni siedzieli, ponieważ ja miałam głowę na kolanach Masona, a Mich na kolanach Blaise'a. Okazało się, że są oni posiadaczami niezłej ilości zioła, więc kiedy tylko zgasły światła i jedyne co oświetlało widok to gwiazdy, wyjęli jointy i zaciągaliśmy się po kolei jak nigdy przedtem. Nigdy w życiu nie powiedziałabym, że Mich pali, ale dzisiaj z rumieńcem na twarzy zasłaniając się puklami brązowych włosów przyznała się, że nie jest taka grzeczna. Pomimo tego, że poznaliśmy się wczoraj, czułam się jakby znała ich latami. W ogóle nie przeszkadzało mi to, że moja głowa jest tak niewyobrażalnie blisko krocza Masona jak to możliwe. On też wydawał się niewzruszony. Mich i Blaise też nie mieli z tym problemu. Po dłuższym czasie zaczęliśmy śmiać się sami do siebie i gadać o żenujących sytuacjach w naszym życiu.
Minęła dziesiąta w nocy i telefon Mich się rozdzwonił musiała wrócić do domu, potem Mason przeprosił mnie i też czmychnął. Na pożegnanie dał mi buziaka w policzek, gdybym nie była sobą to bym się zarumieniła, ale ja nigdy się nie rumienię.
   - To zostaliśmy sami – mruknęłam do Blaise'a siedzącego obok. Przysunęłam się i siadłam na nim okrakiem. Zaciągnął się i dmuchnął dymem prosto w moje usta. - Dziękuję.
   - Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość.
   Zaśmiałam się i cicho wyszeptałam:
   - Jasne.
   Siedzieliśmy dość sporo czasu w takiej pozycji. Odchyliłam się patrzyłam na gwiazdy. W tamtym momencie wydawały mi się takie zabawne. Blaise poszedł moim tropem i uniósł głowę.
   - Leslie? - odezwał się nie opuszczając głowy. - Mam prośbę.
   - Dawaj.
   - Mich mi się podoba.
   Moją twarz rozjaśnił uśmiech satysfakcji.
   - To dobrze – pisnęłam zupełnie najarana. Przysunęłam jego głowę bliżej swojej i powiedziałam: - I co teraz z tym zrobimy?
   - Pomożesz mi się z nią umówić? - zapytał teraz patrząc już na mnie.
   - Jasne, chyba mam już nawet pomysł na świetną randkę ale... - zatrzymałam się.
   - Ale co?
   - Mi podoba się Mason, więc ty pomożesz mi z nim. Ja zorganizuję coś co na sto procent spodoba się Mich i Masonowi. To będzie taka podwójna randka. Hm? A ty wspomnisz mu o mnie i o tym jaka to ja jestem cudowna – zaśmiałam się ironicznie.
   - Chyba nie będę musiał mu nic mówić.
   - Będziesz – mruknęłam na jego komplement i klepnęłam go w policzek. - A teraz chodź, za niedługo mamy lekcję – parsknęliśmy śmiechem i rozeszliśmy się w dwie strony. Nagle oboje zawróciliśmy i patrzyliśmy na siebie.
   - To było dziwne – powiedziałam, przedłużając ostatnią samogłoskę.
   - Tak, dziwne – przyznał.
   - Cześć.
   - Cześć.

   Tupot moich butów roznosił się po całej kamienicy. Ale teraz będąc na fazie – nie przejmowałam się tym. Było mi błogo. Tak jak nigdy. Nacisnęłam klamkę wchodząc do środka. Nie zdziwiły mnie otwarte drzwi. Wróciła. Wszystko wyglądała tak samo, gdyby nie to, że drewniane panele i kremowe ściany zaczęły falować. Nawet wieszak wydawał się dość krzywy.
   - Gdzie byłaś? Pieprzyłaś się z kimś?
   Moja matka stanęła we framudze drzwi i patrzyła na mnie wyniośle.
   - Ta ak – zarechotałam. - Dzisiaj była tylko luźna orgia. - Za nim zdążyła do mnie dojść zamknęłam jej drzwi przed nosem i je zakluczyłam. Słyszałam już tylko jej krzyki, wyzwiska i walenie w drzwi. Rozebrałam się i zarzuciłam zwykły T-shirt i majtki. Ostatnie co pamiętam, to liczenie pęknięć na suficie.
   Zebrałam wszystkie rzeczy i jak zawsze wyszłam bez śniadania. Było mi niedobrze po wczorajszym. Mój organizm zawsze kiepsko reagował na następny dzień po takim jaraniu, chociaż powinnam mieć gastro.
   - Hej – przywitałam się z nimi i przetarłam oczy. Jest wrzesień i powoli zaczynało się robić coraz zimniej. Liście przykryły dużą część parkingu. Skrzyżowałam ręce na ramionach.
   - Widzę, że lekko cię zgięło po wczorajszym? - zaśmiała się Mich.
   - Za to ty wyglądasz świetnie – odgryzłam się. Prawda była taka, że naprawdę wyglądała dobrze. Jakby nic wczoraj nie brała. - Nie no bez jaj. Ty nie jesteś serio taką cnotką niewydymką! - parsknęłam. W odpowiedzi tylko się zarumieniła.
   - Dobra – odezwał się Mason i owinął swoje długie, umięśnione ramię wokół mnie. - Trzeba zmierzyć się z chemią.
   - Mamy razem? - zapytałam i też go objęłam.
   Przytaknął.
   Cały dzień zleciał szybko. Nawet bardzo. Zaczęłam robić notatki i postanowiłam zrobić pracę domową zaraz po szkole. Nie wierzyłam, że mi się uda ale zawsze można mieć nadzieję. O dziwo – udało się. Krótkie wypracowanie z angielskiego i parę zadań z matematyki leżało zrobione na biurku. Teraz mogę już tylko się ponudzić. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i usnęłam.
   Reszta tygodnia jak z bicza strzelił. Zero rozmów z rodzicami, jeśli w ogóle mogę ich tak nazwać. Zero potyczek z Rudą i Blondi. Ale coś zaczęło mi nie pasować. Pieniądze. Od ostatniego razu nie dała mi nic. Spojrzałam na zegarek, dwudziesta druga. Wybrałam jej numer, odebrała po trzech sygnałach. Zadziwiająco szybko.
   - Gdzie jesteś potrzebuje pieniędzy? - zapytałam, obgryzając skórki przy paznokciach. Po raz pierwszy od dawna usłyszałam, że nie jest pijana.
   - Jestem w klubie. Nie urwę się teraz, jeśli chcesz przyjdź. Tylne wejście.
   - Tylne wejście – potwierdziłam i rozłączyłam się.

Blaise
(dwie godziny wcześniej)
   - I co stary, tak jak ostatnio? - zapytałem przyciskając telefon do ucha. Chciałem się dzisiaj wyluzować, mam dość szkoły chociaż minął pierwszy tydzień.
   - Gdybym cię nie znał nigdy nie wlepiłbym cię w takie miejsca jak to koleś.
   - Ale mnie znasz Mason. Więc proszę cię przestań pierdolić jak baba i chodź. Tylko nie mów, że nie masz ochoty bo i tak ci nie uwierzę.
   - Wiesz, że mam ale...
   Westchnąłem.
   - Chodzi ci o Leslie? - zapytałem. Na dźwięk jej imienia, serce zabiło mi szybciej. Mam nadzieję, że wymyśli coś co naprawdę zadziała na Mich. Chcę ją poznać. Wydaję się inna, fajna. Jest podobna do mnie. Kiedy na nią patrzysz nie powiedział być, że ćpa, pije i chodzi do klubów. A robi to wszystko – tak samo jak ja. Byliśmy podobni i to mi się podobało.
   - Tak, stary. Lubie ją.
   - Obiecuję ci, że wszystko będzie w porządku i powstrzymam cię jak przegniesz. Stoi?
   Przez chwilę słyszałem tylko głuchą ciszę.
   - Stoi.
   Czerwone ściany, obite materiałem, zapach drinków, fajek, potu i seksu. Dawno mnie tu nie było. Opłaca się mieć znajomości i podrobione dowody. W tym tygodniu mój wujek pilnował wejścia. Miałem wrażenie, że tylko on rozumie co oznacza być nastolatkiem. Zajęliśmy miejsca najbliżej sceny. Wysoka brunetka wiła się przy rurze, co jakiś czas spoglądając w naszą stronę. Gadaliśmy z Masonem o rzeczach tak bezsensownych, że aż odmóżdżających co idzie za tym, że się trochę uspokoiłem. Na przykład, która ma większe cycki, a która mniejsze. Czy to, że nie lubię jeśli laska ma cycki większe od głowy, sprawia, że jestem mniej męski? Nie.
   - Idę po coś do picia, zaraz uschnę – powiedziałem i wskazałem w stronę baru. Mason był tak wpatrzony w blondynkę, która teraz skradała się do niego na czworakach, że ledwo zwrócił na mnie uwagę.
   Posuwałem się w stronę lady kiedy przed moimi oczami przeleciały mi znajome, długie blond włosy. Chciałem ją złapać za ramię ale uciekła za drzwi dla personelu. Nie, nie nie. Wiedziałem, że jest... odważna. Ale na pewno nie podejrzewałbym, że tańczy – prawie naga, dla obcych facetów. Chociaż nie znam jej na tyle dobrze, żeby móc coś jeszcze o niej powiedzieć. Może mi się przewidziało. Usiadłem przy barze i zamówiłem dwa drinki. Z ciekawości siedziałem i przyglądałem się raz drzwiom, raz scenie. Nie wiedziałem, gdzie mam jej oczekiwać. Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem i już byłem pewny. Za nim zdążyła zniknąć, złapałem ją za rękę.
   - Leslie? - zapytałem jakbym chciał się upewnić.
   Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia. Stała jak słup soli. Jedyne co to wypowiedziała moje przezwisko. W każdym razie nie mogłem być tego pewny przez muzykę, która dudniła na cały klub. Wyrwała mi się i cofnęła o parę kroków. Rozejrzała się wokoło siebie jak zdobycz na celowniku. Chciała się upewnić, że nie ma ze mną nikogo innego. Z tego miejsca nie zobaczy Masona – tak myślę. Przetaksowałem ją wzrokiem. W dłoni trzymała mocno zaciśnięty plik banknotów. Czyli jednak.
   - Hej, spokojnie.
   Chciałem ją uspokoić, ale to nic nie dało. Wręcz przeciwnie, uciekła. Tak po prostu. Jej nowe trampki wydawały pisk kiedy odbijały się o plastikową podłogę. Skrzywiłem się. Wiem, że to nie moja sprawa, ale chciałem się dowiedzieć. Dowiedzieć, kim tak naprawdę do kurwy nędzy jest Leslie...

Leslie
(teraz)

   Biegłam tak szybko, że w moich oczach pojawiły się łzy od wiatru, które je osuszył. Byłam wściekła. Jak mogłam go nie zauważyć? Jestem kretynką. Idiotką. Kiedy dotarłam do drzwi, ledwo mogłam złapać oddech. Trzasnęłam nimi z hukiem i nie zwracałam uwagi na to czy ojciec śpi. Zakluczyłam drzwi i rzuciłam torbę na podłogę. Zaczęłam nerwowo oddychać. Miałam następny napad, byłam tego pewna. Oparłam głowę o ścianę i starałam się powstrzymać łzy. Nic to nie dało. Miałam w głowie mętlik. Jeśli on powie wszystkim gdzie byłam? Uderzyłam zaciśniętą dłonią w ścianę. Jeśli dowie się, że moja matka nie ma normalnej pracy? Następne uderzenie. Z każdym pytaniem było więcej uderzeń, a moje ręce pokrywała coraz większa ilość krwi i zadrapań. Czułam, że zasługuję na ból. W podświadomości słyszałam wrzeszczący na mnie głos: Nic nie potrafisz zrobić do końca! Ty nic niewarta kurwo!. Głos w głowie miał rację. Nic nie umiem. Nic nie potrafię. Jestem nic niewarta...
   Miałam wrażenie, że nie spałam całą noc. Chyba też tak było. Pokręciłam głową i spojrzałam na ręce. Teraz plastry nie wystarczą. A rany nie wygoją się przez weekend. Przez dwa dni nie wychodziłam z domu. Starałam się unikać jakichkolwiek ludzi. W moim pokoju cały czas rozbrzmiewała muzyka, nigdy nie było inaczej – nie mogło być cicho. Od czasu do czasu tynk na podłodze, podskakiwał w górę. Kiedyś posprzątam.
   Tańczyłam tocząc się po pokoju, z butelką whisky w ręce. Przynajmniej barek zawsze był pełny w porównaniu do lodówki. Każdy łyk zabierał mnie gdzie indziej. Unosiłam się wyżej i wyżej. Zawsze zastanawiałam się jakby to było, gdybym miała normalne dzieciństwo. Gdyby Aaron mógł teraz tańczyć ze mną. Kochał mnie. Był jedyną osobą z rodziny, która mnie kochała. Też go kochałam. Teraz jedyną rzeczą, którą kocham jest... butelka w mojej ręce.
_______________
   Witam, witam, witam. Już drugi rozdział :) Mam nadzieję, że Wam się podoba. Wszystkie uwagi piszcie w komentarzach. Trzeci rozdział, pojawi się maksimum do tygodnia TYLKO jeśli będzie PIĘĆ KOMENTARZY. To nie jest dużo, wierzę w Was. 
   Pamiętajcie, że możecie czytać też na Wattpadzie!
   PS. Chcecie, żebym dodawała piosenki do rozdziałów?
Sassy



3 komentarze:

  1. Cudeńko, nie mogę doczekać sie następnego ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo jaaaa, ciekawe jak Leslie wytłumaczy co tam rozbiła, chociaż znając ją powie mu "spierdalaj" i będzie po sprawie xD Rozdział super, poznajemy kolejne informacje o życiu prywatnym Leslie przez co jeszcze bardziej jest mi jej żal :c Za to jestem strasznie ciekawa co wyniknie z jej małego układu z Blaisem <3 Twoja największa fanka ;*

    OdpowiedzUsuń